Na PGA jak co roku nie zabrakło gigantycznej strefy z indyczkami, choć tym rrazem zagranicznych gości było jakoś mniej. Dlatego czas spędziliśmy przede wszystkim na zabawie z polskimi produkcjami, a wierzcie mi, było o wiele więcej intrygujących projektów niż to, co zobaczycie poniżej. Zdecydowałam się jednak napisać o pięciu z nich - a oto i one.

Indygo

Ostatnio w internecie panuje chyba jakaś moda na bagatelizowanie depresji, a cały szum narósł wraz z publikacją najnowszej książki Beaty Pawlikowskiej. Według niej - mówiąc w skrócie - wystarczy przeprogramować sobie mózg, mocno się starać, zmienić myślenie na pozytywne i wziąć się w garść. Czyli coś jak powiedzieć osobie z katarem, żeby natychmiast przestała go mieć, bo to przecież niezdrowe.

Na szczęście jest też wiele głosów, które pokazują powagę problemu i starają się wejść w jego sedno. Jeden z nich ujawnił się na tegorocznym PGA. Indygo pokazuje stan psychiczny bohatera za pomocą otoczenia. Świat gry ogranicza się do pokoju odizolowanego od ludzi malarza, gdzie siedzi zamknięty na cztery spusty. Styl graficzny to wyblakłe, ołówkowe szkice. Ostrość zarysowanych krawędzi i szare kolory budują ogólny nastrój przygnębienia. To bardzo ciekawa wizualizacja stanu chorej osoby, choć z drugiej strony Depression Quest pokazuje, że wizualizacja wcale nie jest potrzebna do trafienia w - moim zdaniem - istotę choroby. Wystarczą ściana tekstu i rozgałęzione ścieżki dialogowe.

Indygo może osiągnąć równie wstrząsający efekt co wspomniane wcześniej Depression Quest. To point and click z rozgrywką skupioną na łamigłówkach, korespondencji i podejmowaniu decyzji, które wpłyną na zakończenie. Jedno z nich to samobójstwo, więc sami widzicie, że "zabawa" może potoczyć się różnie.

Indygo brzmi dla mnie - osobiście - jak jeden z najciekawszych projektów na scenie polskich gier niezależnych, jeśli nie najciekawszy. Gdyby poszło tak jak powinno może być pouczającym doświadczeniem dla osób, które nigdy nie cierpiały na depresję, i bardzo uświadamiającym dla tych, którzy się z nią zmagają. Z drugiej strony to bardzo grząski i niebezpieczny temat. Jeśli zostanie ujęty ze złej strony może być groźny jak książka Pawlikowskiej. Sukces projektu sprowadza się do doświadczenia twórców, ich zorientowania w temacie i wyczucia. Zobaczymy. Śledźcie nowości na Facebooku.

Alibabe

Kolejna pozycja na liście to o wiele luźniejsza sprawa. Alibabe to platformowa przygodówka 2D, w której sterujemy niebieskowłosą laską przemierzającą tajemniczy, oryginalnie zaprojektowany świat. Żywe wcielenie bohaterki można było spotkać na halach Poznań Game Arena, na których woziła się wraz z Misiem Pedoberem - wspominałam już o tym w ramach relacji z targów.

Prezentowane na evencie demo było krótkie i cierpiało jeszcze na błędy techniczne, co nie zmienia faktu, że nawet jak na wczesny etap produkcji ruchy bohaterki wyglądały zwinnie i całościowy efekt był uroczy. Świat gry, a zwłaszcza postać Alibabe, sprawiają wrażenie wyciętych z papieru. Świetnie to wygląda.

Zagadka, przed którą postawiono gracza, była prosta i logiczna - aby przejść dalej, trzeba było pozbierać poukrywane po lokacji szczebelki drabiny. Dobrze by było, gdyby developerzy trochę podkręcili poziom trudności, bo póki co nie było wyzwania. Tworzeniem tytułu zajmuje się Gspot Studios. Na ich Facebookowej stronie czytamy, że Alibabe stanowi miks cyberpunku i baśniowości, a główna bohaterka to zwyczajna dziewczyna, która pewnego dnia przenosi się do równoległej rzeczywistości, uciekając przed czterdziestoma agentami. Jej towarzysz w tym dziwnym uniwersum to stworek przypominający prosiaka w ubranku. Mnie kupili.

Agony

I znowu zmiana klimatu - tym razem horror. Polacy w tej sferze mają sporo do powiedzenia, o czym przekonały nas Layers of Fear, Kholat czy będące w produkcji Husk i Kursk. Jednak żaden z tych projektów nie zebrał aż takiego rozgłosu jak Agony - koszmar rozgrywający się w piekle. Rozmowa z Tomkiem Dutkiewiczem ujawniła dużo na temat zaplecza projektu, ale konkretów doświadczyłam dopiero na PGA, biorąc się do gry. Demo udostępnione na targach nie było długie, ale bardzo treściwe. Przeprowadzało gracza przez podstawowe elementy. Czyli - minigierki, pochodnie, opętanie jednego z piekielnych stworów, skradanie, żeby ominąć silniejszą demonicę z cyckami na wierzchu i twarzą w kształcie zębatej… No! W każdym razie pokazano sporo. Łącznie ze smaczkami w postaci podłogi pokrytej jakąś dziwną, niezwykle realistycznie bulgocącą mazią albo scenką z zamurowaniem dziury w ścianie, do utwardzenia której, zamiast cementu, używano ciał noworodków.

Powiem tak - Agony jest odważne. Madmind idzie w ekstrema, trzyma się stylistyki wiernie i nie ucieka przez łamaniem tabu. Z jednej strony to dobrze.

No dobra, to teraz czas na "ale". Ta forma sztuki (bo to jest sztuka, i to cholernie dobra i profesjonalna) do mnie nie trafia. Podróż po piekle i patrzenie na obrzydliwe i przykre sceny nie dadzą mi frajdy. Raczej pozostawią z poczuciem niesmaku, jak po ograniu dema na PGA. Ale i podziwu; Agony wygląda jak gra wysokobudżetowa. Odczucia mam mieszane.

Debiut już w przyszłym roku zarówno na konsolach, jak i pecetach. Kilka dni temu ruszyła kolejna zbiórka na Kickstarterze i zebrano już ponad 30 tysięcy dolarów. Agony cieszy się ogromną popularnością, na YouTubie zdobywając masę wyświetleń pod materiałami z gry.

Inner Chains

A oto bezpośrednia konkurencja Agony - Inner Chains. Też groteskowe, też w pewnym sensie obrzydliwe, ale jednak w mniej dosłownym, mniej walącym po twarzy stylu. O ile Agony to produkcja krwawa i mięsista, o tyle Inner Chains to mrok odarty z widowiskowych, oślizgłych flaków. Ogrywany przeze mnie fragment prezentował niewiele i sprawiał wrażenie bardzo pięknego, ale okrojonego szkieletu. Nie pokazano nic w kwestii mechaniki gry oprócz omijania groźnych, morderczych roślin. Przed Telepaths Tree jeszcze długa droga i tak naprawdę nie wiadomo, czego można się po tym horrorze spodziewać.

Mimo to Inner Chains znalazło się w moim zestawieniu ze względu na niezwykle piękny design. Tajemniczy, elegancki mrok lał się z ekranu jak z obrazów Beksińskiego, otoczenie sprawiało wrażenie pokrytego popiołem. Spotykani na krótkiej drodze enpece różnili się budowami ciała, a niektórzy zwracali uwagę szczegółowo zaprojektowanymi zbrojami. To z pewnością - podobnie jak Agony - dzieło sztuki pod względem artystycznym. Jestem bardzo ciekawa, co z tego wyniknie i tak jak wcześniej zamierzam go mieć na oku.

Sand is the Soul

Ostatnia pozycja w zestawieniu to gratka dla wielbicieli wyzwań. "Soul" w tytule to nie przypadek, bo Sand is the Soul mierzy przede wszystkim w wiernych fanów produkcji From Souftware. Obok wysokiego poziomu trudności w tym polskim erpegu znajdziemy mnóstwo nawiązań do serii Dark Souls i Bloodborne, a pierwszym rzucającym się w oczy jest stylistyka - gotycka, mroczna, klimatyczna. Podobnie jak w intrygującym Sinless, poprzednim projekcie MGP Studios, będzie budowała klimat, idealnie wplatając się w wydarzenia i scenerię na ekranie.

Główny bohater, tajemniczy podróżnik, porusza się po różnorodnych planszach w 2D. Wszystko utrzymano w pikselowej oprawie, która w połączeniu ze świetną próbką ścieżki dźwiękowej tworzy nietuzinkowy klimat. Sand is the Soul nie zamierza cackać się z graczem, a wręcz często go strolluje, celowo wpakowując w beznadziejną sytuację. Trup ściele się często i gęsto, a postaci poboczne i potencjalni przeciwnicy mogą się na nas po prostu rzucić, jeśli nie będziemy mieli wystarczająco wysokiego wskaźnika reputacji. Szykujcie się też na ciężkie wybory moralne i 10 różnych zakończeń.

Wszystkie te projekty brzmią intrygująco. Można powiedzieć, że dla każdego coś miłego, bo celują w inne typy gracza. No, może poza Agony i Inner Chains. Ciekawe, kto ostatecznie wyjdzie z tego porównania korzystniej. Jeśli odwiedziliście PGA w tym roku, to wiecie, że ciężko było się zdecydować, za co właściwie się zabrać, tyle tego było. Jedno jest pewne - polscy twórcy gier niezależnych nie próżnują i powstaje mnóstwo kapitalnie zapowiadających się tytułów. Trzymamy kciuki za jak najwięcej sukcesów.